Planując nasz 7-dniowy wyjazd do Lizbony, już wcześniej założyliśmy, że konieczne chcemy zajechać do Fatimy. To było przede wszystkim ważne dla Ulki, bo ona dużo bardziej się tymi sprawami interesuje.
Jak już mieliśmy zaklepany i lot i nasze lokum w Alfamie w Lizbonie, poszukałem na jakimś tam portalu, wycieczkę całodniową gdzie jednym z miejsc miała być Fatima. Problem był tylko z językiem, bo nie oferowano nic ani po polsku ani po niemiecku. Został angielski.
I trzeciego dnia naszego pobytu, 6 maja o 9:00 rano na miejscu naszej zbiórki przy kawiarni “Hard Rock Cafe” pojawiło się jakie 30 osób. Nikt się z nas nie znał, bo to byli wszystko tacy jak i my, indywidualiści.
No i tak sobie czekamy pośród tej wielonarodowej grupki, gdzie słychać i angielski, niemiecki, francuski, holenderski i nawet dwójka Azjatów też tu była.
Z małym spóźnieniem przyjeżdżać zaczęły takie małe chyba 8 czy 9 osobowe busiki, prowadzone przez młode osoby. I poczęto nas rozparcelowywać do tych autek, poupychali grupę niemiecką która gdzieś indziej miała trasę.
I tak topniała ta grupka stojących i czekających.
I na samym że końcu przyszła i kolej na nas. Okazuje się, że nasza przewodniczka Marta ma tylko nas dwoje… prywatna wycieczka, zapowiada się super! Krótko się przedstawiamy i już wyjeżdżamy na autostradę w stronę Porto, na północ Portugalii. Bo tam gdzieś jakie 140 od Lizbony za pasmem górek schowana jest Fatima.
W planie są jeszcze inne miejscowości do zwiedzania, ale jako pierwszy punkt mamy w programie sanktuarium fatimskie. Nasza przewodniczka płynną angielszczyzną cały czas nas zalewała informacjami i historią Portugalii. A ja robiłem za tłumacza dla Ulki, bo ona zna francuski ale nie angielski.
W jakie półtorej godziny jesteśmy już w tej będącej kiedyś niepozorną wioską mieścinie. Zajeżdżamy wprost na parking tuż przy kompleksie. O tej porze roku i dnia jeszcze mało jest zwiedzających i pielgrzymów.
Pogoda jest fajna, bo nie za upalnie i słońce nie pali jeszcze za mocno.
Jesteśmy tam dokładnie koło 10:30 i przewodniczka odstawia nas do granic tego olbrzymiego kompleksu, umawiając się z nami że za jakieś półtorej godziny spotkamy się na parkingu przy naszym busiku. Czas mamy więc do naszej dyspozycji.
Zaczynamy oczywiście od zrobienia obowiązkowych zdjęć sanktuarium, i powoli idziemy ku przeszklonej kaplicy, gdzie odbywa się właśnie msza w języku angielskim. To ponoć dokładnie w tym miejscu gdzie miały miejsce te kolejne objawienia. Ludzi jest pod zadaszeniem dość sporo.
My kupujemy 5 świeczek i idziemy je zapalić w intencji naszych najbliższych, naszych krewnych i znajomych, i tych potrzebujących. Bucha tu żar od tych niezliczonych palących się już najróżniejszej grubości świec. No i roznosi się przy tym specyficzny zapach palonego wosku.
Potem udajemy się na wzgórek do starej świątyni by w spokoju pomodlić się za dusze odeszłe, oraz za zdrowie i pomyślność żyjących. Kilka zdjęć i tu robimy, by mieć i z stąd kilka ujęć do wspominania. Gdy wychodzimy przed kościół zaczęły nagle bić potężnie dzwony. Zrobiło się tak nagle dziwnie, gęsia skórka mi wyskoczyła. Ale po chwili wszystko wróciło do normy.
Przeszliśmy jeszcze ten ogromny plac do tej nowej świątyni, tam przed pomnikiem naszego Papieża Jana Pawła II stały małe grupki i robiły sobie zdjęcia. I myśmy też nie omieszkali tego sobie nam zrobić. W środku nowoczesnego kościoła odbywała się msza w języku portugalskim, i pełno było tu Portugalczyków.
Wnętrze bardzo jest tu świetliste, a olbrzymi złocisto-żółtawy ołtarz robi doprawdy duże wrażenie. Odmawiamy i tutaj krótką modlitwę za naszych bliskich. I już pora nam zwolna iść ku naszej przewodniczce bo czas szybko nam zleciał.
Wstępujemy jeszcze do kilku sklepików z dewocjonaliami by wybrać jakie drobiazgi dla naszych chłopaków, i dla tych naszych Mam. Jest tego tutaj tyle, ale przeważnie to chyba kicz z Tajwanu czy Chin. My wybieramy jakieś porcelanowe pamiąteczki, ponoć ręcznie malowane.
Robimy jeszcze nasze ostatnie ujęcia całego tego pustego kompleksu, który za kilka dni (13 i 14 maja) zapełni się tu setkami tysięcy pielgrzymów. Dzisiaj świecił na nasze szczęście jeszcze pustkami.
Nasza wizyta w Fatimie dochodzi ku końcowi i koło 11:45 lądujemy przy naszym busiku by jechać w dalszą drogę.