Tym razem spotkali się w 120 osób na rodzinnym zjezdzie w IwoniczuKrygowscy Jest kilka teorii dotyczących pochodzenia tego rodu. Najprościej byłoby wywieść zacną familię z Krygu (miejscowość na Podkarpaciu). – Ale w Krygu nie ma nawet drobnego śladu po Krygowskich – obala tę wersję Jan Krygowski z Gorlic, (syn Józefa), który urodził się w Pagorzynie koło Biecza, administracyjnie – już w Małopolsce.Społeczność Pagorzyny – kontynuuje Jan – zdominowali właśnie Krygowscy. Moja mama, z domu Krygowska, wydała się za Krygowskiego, a na pewno nie byli krewniakami. Siostra mamy, Bronisława, też związała się z Krygowskim, który nie miał wspólnych korzeni z moim ojcem, chyba że bardzo głębokie. Inna familiantka – Wiktoria, też pędzi żywot z Krygowskim przy boku. Są to ludzie średnio zamożni, ale solidni – twierdzi Jan z poczuciem rodowej godności.Krygowscy z Pagorzyny w naturalny sposób, poprzez mariaże, “rozsiali” się po okolicy – podejrzewa Józef Krygowski z Brzozowa, urodzony w Harklowej, zaangażowany w organizacyjne sprawy zjazdu rodu. Na tym rosochatym drzewie genealogicznym jest najprawdopodobniej również jego gałązka.Tam prowadzą też ślady linii mużyłowskiej, choć nie zostało to udokumentowane do końca, bo nosiciele nazwiska Krygowski rodem z Mużyłowa na Kresach zostali w dzieciństwie osieroceni i pozbawieni wszelkich kontaktów z familią. Adam, Stanisław, Zdzisław i Kazimierz Krygowscy, po dramatycznych wojennych przejściach (w 1942 roku ojciec został zamordowany przez Ukraińców, a matka wkrótce zmarła), zostali wychowani w Domu Dziecka w Przemyślu, który nosił nazwę: Polska Bursa dla Młodzieży Robotniczo-Chłopskiej. Adam z Jarosławia obiecuje jednak, że nie spocznie, póki nie wyjaśni wszystkich zagadek. Już był na Ukrainie, skąd przywiózł sporo materiałów. – Korzenie to nasza siła – przekonuje.Jakub Krigovsky z Preszova na Słowacji, który rozpoczął swoje urokliwe wystąpienie na zjezdzie słowami: – Miłe Siostry i Bracia z krwi i kości Krygowskich, jest innego zdania. Były nauczyciel, któremu badania nad “Krigovcziarstvem” wypełniają sporą część emeryckiego czasu, uważa, że Krygowscy, którzy zasiedlili Pagorzynę, pochodzą ze Słowacji. Wieś dotknął w zamierzchłych czasach kataklizm. Być może był to wielki pożar albo cholera. Dość powiedzieć, że siedlisko wymarło i odrodziło się na nowo jako Pogorzyna (pierwotna nazwa) dzięki słowackim Krigovskim.Krygowskich ze Słowacji Jan (prezes zjazdu z Rzeszowa) poznał przypadkowo i wkrótce został zaproszony na prymicje ich syna Jakuba – ks. Piotra, który obecnie przebywa na probostwie w Australii. Natychmiast poczuł się jak wśród swoich, choć na imprezie było 400 osób. Jedną z 12 mszy św. ks. Piotr odprawiał na górze Krigov, w pobliżu miejscowości Krigovan.Z Jakubostwem przyjechał ze Słowacji razem z córką brat Jan ze wsi Grancz Petrovce w powiecie Levocza. – Słowacy wprowadzili ogromnie dużo artystycznego ożywienia. Na spotkaniu w Odrzykoniu, u cioci Karoliny Sulimowskiej (córki Wincentego, seniorki rodu obdarowanej przez uczestników zjazdu koszem 97 róż, za każdy rok jeden kwiat) dali piękny koncert ludowych pieśni – wspomina Helena Krygowska-Maciołkowa, druga seniorka futomsko-błażowskiej rodowej linii, która ma najlepszą dokumentację.
Protoplasta Walenty
Protoplastą rozległej familii, której korzenie sięgają do Futomy, jest wedle stanu badań na 2001 r. – Walenty Krygowski. Był człowiekiem zdrowym i krzepkim. Żył 110 lat. Jego syn Jan, wójt gminy i właściciel młyna w Futomie (1840-1888), żonaty z Julią Drozdowską (1847 – 1934), pozostawił ośmioro spadkobierców, w tym – sześciu dziedziców nazwiska.
Ksiądz Julian Krygowski był długie lata proboszczem parafii w Zręcinie. W pamięci swoich parafian zachował się jako wspaniały człowiek, świetny gospodarz i środowiskowy lekarz, który z zamiłowania zgłębił wiedzę o zielarstwie. Jego sylwetkę przypomniał obecny proboszcz ze Zręcina ks. Jerzy Moskal, który wespół z ks. infułatem Józefem Sondejem z Rzeszowa, odprawił mszę św. w intencji Krygowskich na rozpoczęcie zjazdu.
Pozostali bracia Krygowscy doskonale sobie radzili. Antoni był rolnikiem, Władysław z Głowienki – młynarzem. Wincenty z Odrzykonia – kowalem. Stanisław w młodych latach wyemigrował do Ameryki, gdzie dał początek amerykańskiej linii Krygowskich (spłodził 9 dzieci, których dobrze wyposażył, bo miał głowę i fart do interesów). Kazimierz – utalentowany rzezbiarz osiedlił się w Błażowej. Do dziś sławią go dzieła, głównie w kościołach oraz wybitne potomstwo: trzech synów artystów plastyków (Zbigniew, Zdzisław, Marian), geograf, profesor Uniwersytetu Poznańskiego – Bogumił. Dwie córki Jana i Julii zostały matkami rodów – Kołodziejów i Pecków.
W biurze zjazdu zbierano zamówienia, m.in. na przedstawioną schematycznie historię rodu, nad którą pracowali entuzjaści grzebania w korzeniach: Witold Kroemeke z Hamburga, Maria Krygowska – Bielawska z USA oraz Maria Krygowska – Doniec z Krakowa. Można było nabyć w formie pamiątki wydrukowaną modlitwę babci Julii z jej portretem i fragmentem rękopisu.
Opowieść cioci Heleny
Helena Krygowska-Maciołkowa była ulubioną wnuczką babci Julii. – Ciociu, proszę nam opowiedzieć o prababci – wyraziła życzenie uczestników zjazdu Marysia Bielawska. W sali kina “Wczasowicz” pełnej pamiątek po przodkach i starych fotografii – popłynęła opowieść.
– Babcia Julia, uboga szlachcianka, była sekretarką gen. Langiewicza, dyktatora powstania styczniowego. Do Futomy (Galicja) przyjechała wraz z matką i siostrą Apolonią, aby się uchronić przed grożącymi jej w zaborze rosyjskim represjami. Jej ojciec oraz teść ojca, p. Bogdański, zostali wywiezieni na Sybir. Kobiety zamieszkały na folwarku w Futomie. Młoda panna, przeflancowana z intensywnego życia emocjonalnego do oazy spokoju, cierpiała na brak rozrywek. Biegała do kościoła na msze i nabożeństwa, podczas których wypatrzyła bardzo przystojnego Jasia Krygowskiego. Służył do mszy. Zagięła na niego parol. Pewnego dnia, kiedy Jan jechał końmi, wyciągnęła na drogę kłodę drzewa, a sama schowała się za krzaczkiem. – Jak będzie przeklinał, zrezygnuję z niego, a jak łagodnie potraktuje winowajcę, to znaczy że jest dobrym człowiekiem i będzie mój – postanowiła. Jan zatrzymał się, zszedł z wozu i powiedział: – O psia kosteczka! Kto mi to zrobił? Usłyszał zza krzaczka stłumiony chichot.
Zaczęli się spotykać na pogwarki i wkrótce rozgorzała wielka miłość. Chciała jej przeszkodzić przyszła teściowa Julii. – My tu nie potrzebujemy panny w kapeluszu, która nie umie nic robić – oznajmiła autorytatywnie. Julia sama poszła ją przekonać, że przestanie się nosić z pańska. Odtąd nosiła na głowie chustkę, a do kościoła wkładała paradne korale, jak każda kmietka.
Gdy Jan został wójtem, sekretarzowała mu, wzbudzając podziw starosty. Gospodarz na powiecie postanowił osobiście poznać wójcinę, która tak pięknie kaligrafuje. Wykształcona kobieta na wsi była wówczas osobliwością. Gość zwrócił uwagę na bielony piec pokryty rysunkami (węglem drzewnym) Kazimierza. – Nie zmarnujcie tego dzieciaka – napomniał. Jednak dopiero Kazimierzowi udało się wykształcić synów.
Tęsknota Witka i Marysi oraz pochwała internetu
W 1994 roku Witek Kroemeke – informatyk z Hamburga ( wnuk Bogumiła Krygowskiego) – gościł w Rzeszowie. Złożył wizytę – wspomina – kuzynce Wandzi Krygowskiej-Kulowej. Rozmowa przy kolacji zeszła na tematy rodzinne. Szwagier Henryk Kula wyciągnął z szuflady drzewo genealogiczne swego rodu, którego dumą jest stryj Henryka – pomnikowy legionista bohater Leopold Lis-Kula. W tym momencie w Witku odezwała się mocna tęsknota: – Przecież też moglibyśmy udokumentować dzieje naszego rodu. Nie ma co zwlekać, póki żyją jeszcze seniorzy – postanowił. Wrócił do Hamburga i zaczął wertować niemieckie książki telefoniczne w poszukiwaniu Krygowskich.
Połączył się poprzez internet z kuzynką Marysią Bielawską (z Krygowskich w USA) i podzielił swymi emocjami. A ona mu zaraz odpisuje: – Wituś, ja już gromadzę informacje o Krygowskich, bo przecież cała Ameryka szaleje na punkcie poszukiwania korzeni. Internet dał nowe możliwości, opracowano specjalne programy. Marysia – wspomina – dostała amoku na punkcie grzebania w korzeniach. Wysiadywała przed komputerem czasem do białego rana. Skontaktowała się z amerykańską linią Krygowskich. Stamtąd otrzymała najlepsze fotografie członków rodu, robione specjalnie, do wysłania za ocean. Ten duet, do którego dołączyła wkrótce Marysia Doniec z Krakowa, zrobił największą robotę przygotowującą do zjazdów rodzinnych.
Resztę powierzyli w godne ręce Jana Krygowskiego z Rzeszowa – rodzinnego autorytetu. Obydwa zjazdy (pierwszy w 1998 roku) były świetnie zorganizowane. Familia poznała się, nacieszyła sobą. Była okazja (podstawione autokary dla 120 uczestników zjazdu), by odwiedzić wszystkie rodzinne kąty, złożyć kwiaty na grobach i uszanowanie cioci Karolci, która jest w doskonałej formie.
Na iwonickim zjezdzie powołano Stowarzyszenie Rodu Krygowskich. Oto jego cele: rozwijanie więzi rodzinnych i poczucia wspólnoty rodowej, koordynacja badań nad historią rodu, zbieranie pamiątek i wspomnień. Stowarzyszenie będzie gromadzić składki, które pomogą w organizacji zjazdów, finansując np. uczestnictwo emerytom. Będzie też udzielać materialnej i moralnej pomocy członkom rodu, zamierza promować młodzież.
Następny zjazd odbędzie się w 2004 roku w Levoczy. W roli gospodarzy zapragnęli bowiem wystąpić Krygowscy ze Słowacji.
HALINA ŁOKAJOWA |