http://www.prestiz.info/
Magazyn - Online
wywiady, publikacje, sylwetki, reportaże, recenzje

ZAUFAĆ LEKARZOWI! 

JUBILEUSZ MISTRZA

Z doktor nauk medycznych Tamarą Krygowską, ordynatorem Oddziału Ocznego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Rzeszowie, rozmawia Liana Mykula.

Istnieje takie powiedzenie, że oczy to „okno na świat”. Czy nie przeszkadza pani świadomość tego przeświadczenia, zważywszy że na co dzień zmaga się pani z... ciemnością?

Zawód lekarza to po prostu misja, a oczy są narządem szczególnie delikatnym u człowieka.

Wybrałam więc tę specjalizację, mając nadzieję, że jako kobieta, z całą naturą kobiecości, jej delikatnością właśnie, potrafię sprostać zadaniu. I dziś, po latach, wiem, że dokonałam trafnego wyboru choćby dlatego, że łzy radości moich pacjentów są moim zawodowym spełnieniem młodzieńczych marzeń, które przekute biegłością praktyki lat wywołują tyle wzajemnych wzruszeń na linii lekarz – pacjent, których nie pozbyłabym się za żadne skarby. Z zawodowego zaś punktu widzenia praca ta sprawia wiele satysfakcji także i dlatego,

że w tej specjalizacji łączy się leczenie zachowawcze z operacyjnym.

Kto zatem i w jakiej chwili trafia na oddział doktor Tamary?

Znaleźć się tu mogą dosłownie wszyscy, od niemowlaków, wcześniaków, maluchów - po osoby dorosłe... i staruszków. Trafiają tu niemowlaki, które przebywały w tlenie i u których zachodzi konieczność zbadania pod kątem retinopatii wcześniaczej, gdyż wczesne wykrycie zmian w siatkówce i podjęcie stosownego leczenia zapobiega nieodwracalnym później stanom, a wręcz utracie wzroku. U małych dzieci sondujemy np. drogi łzowe, operujemy zaburzenia ruchowe mięśni ocznych, czyli zezy, zajmujemy się przypadkami pourazowymi i leczymy zachowawczo stany zapalne gałki ocznej.U dorosłych rozpiętość rozpoznań schorzeń jest, oczywiście, znacznie większa, a zabiegi operacyjne wykonujemy bądź metodami chirurgicznymi przy otwarciu oka, a chodzi tu m. in. o zaćmy, operacje przeciwjaskrowe, odwarstwienia siatkówki, tzw. plastyki powiek itd., bądź laserowymi, stosowanymi np. w przypadkach retinopatii siatkówkowej u cukrzyków. Przyszpitalne poradnie, jaskrowa i siatkówkowa, wyposażone w lasery, argonowy i neodymowy, pozwalają na wykonywanie tego typu zabiegów.

Znajdujemy się w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym. Czy z innych ośrodków trafiają do pani pacjenci, których tzw. przypadek – problem jest tam nie do „ugryzienia”?

Oczywiście, ale i my docieramy do innych szpitali z konsultacją, by wspólnie z lekarzami różnych specjalizacji zdiagnozować pacjentów, np. w schorzeniach pediatrycznych, neurologicznych, neurochirurgicznych i innych oraz wspólnie zoperować. Lekarz nie może pozwolić sobie na jakąkolwiek „fuszerkę”, nie mówię już o pomyłce, tak więc kooperacja w takich przypadkach jest tu nie tylko nieodzowna, ale staje się gwarantem powodzenia zabiegu.

Pani doktor, słyszy się niejednokrotnie o przypadkach, których współczesna medycyna nie jest, niestety, w stanie pokonać. Czy w pani długoletniej praktyce zdarzył się taki spektakularny „cud”, w tym sensie, że zdaniem pani i pani zespołu pacjent nie powinien widzieć, a jednak...?

Oczekuje pani odpowiedzi, na którą nie ma recepty. Powiem więc tak: wiara może czynić cuda, a już na pewno pomaga pacjentom w beznadziejnych sytuacjach. Lekarzom także. Nigdy nie wolno tracić nadziei.

Jak pani radzi sobie w prowadzeniu oddziału w tak trudnej obecnie sytuacji służby zdrowia?

Wszystko zależy od ludzi, od ich spojrzenia na problem, ich zaangażowania i siły przebicia. O sytuacji w służbie zdrowia nie ma potrzeby rozprawiać w prestiżowym czasopiśmie, gdyż jest taka, jaka jest, a jaka jest - każdy wie. Dla nikogo nie jest już dziś tajemnicą, że służba zdrowia goni resztkami sił. Starożytne „Medice! cura te sum” dzisiaj zdaje egzamin. I tak właśnie jest w przypadku mojego oddziału, na którego sukces, jeśli można użyć tego określenia, zapracował cały zespół, sprzęt i ... kontakty. Jeśli jego probierzem miałaby być statystyka, to 3000 zabiegów w roku i około 4000 pacjentów obsłużonych w naszych poradniach – mówią za siebie, zwłaszcza że wynik tej pracy to nie tylko dobre jej zorganizowanie, ale i takt, i uprzejmość, i życzliwość, i przede wszystkim kunszt lekarskiej sztuki. 13000 pacjentów odwiedzających rocznie przyszpitalne ambulatorium nadaje co prawda tempo, ale każdy przypadek, w gruncie rzeczy inny, wymaga indywidualnej oceny i decyzji. Dlatego dopiero dobór osób związanych z oddziałem, ich odpowiedzialność przekłada się na sukces, o którym się mówi. Co więcej, mój oddział jest szkoleniowy, z akredytacją Ministerstwa Zdrowia, w związku z czym nieliczba, a jakość, jest wyznacznikiem linii, przejście której określa pozycję lekarza w jego zawodowej pracy. Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Rzeszowie - w mojej ocenie - zdał egzamin także i dlatego, że jako jeden z nielicznych nie miał do tej pory długów. Ewenement ten, w skali kraju, przełożył się na zakup sprzętu, aparatury medycznej i remonty. Ten swoisty „komfort” spowodował, że renoma, jako „dobrego szpitala” przysporzyła mu pacjentów, ale i kłopotów. Dlatego także i ja stałam się nolens volens menadżerem, by sprostać wymogom chwili. W okresie mojego ordynowania, przy owocnej współpracy z dyrekcją, jak i dzięki Stowarzyszeniu Przyjaciół Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala w Rzeszowie, którego jestem prezesem, zakupiliśmy profesjonalną aparaturę, bez której jakość naszych usług byłaby nieporównywalnie gorsza. W wyniku tej działalności m.in. dysponujemy nowoczesnym komputerowym polomierzem do badania pola widzenia w jaskrze i innych schorzeniach okulistycznych, ultrasonografem, tonometrem bezdotykowym, pozbawiającym pacjentów dolegliwości bólowych i zmniejszającym ryzyko wystąpienia infekcji przy mierzeniu ciśnienia śródocznego, laserem neodymowym służącym m.in. do kapsulotomii, laserem argonowym, fakoemulsyfikatorem. Te i inne supernowoczesne urządzenia umożliwiają wykonywanie zabiegów na najwyższym poziomie, co przysparza oddziałowi coraz większej liczby pacjentów, których okres przebywania w szpitalu po operacjach skraca się do niezbędnego minimum. W najbliższym czasie spodziewamy się także otrzymać nowy mikroskop operacyjny. Te i inne nasze starania w ciągu ostatnich pięciu i pół lat doprowadziły do sytuacji, w której pacjenci nie muszą już szukać renomowanych ośrodków klinicznych, co dla mnie i mojego zespołu jest najlepszą nagrodą, jaką można sobie wymarzyć i źródłem nieukrywanej satysfakcji.

Jeśli już mówimy o marzeniach, to czy wśród pani pacjentów zdarzają się osoby, które chciałyby np. zmienić kształt oka czy powiek, kolor oczu itp.?

To nie jest domena okulistów. My zajmujemy się patologią, a więc np. w przypadkach zawijania, odwijania, opadania powiek wykonujemy zabiegi chirurgiczne, zabezpieczające oko przed stanami zapalnymi. Natomiast sfera upiększeń kosmetycznych, likwidacji zmarszczek itp. należy już do chirurgów plastycznych, którzy rzeczywiście ocierają się prawie o magię i potrafią wyczarować ten jedyny, wymarzony kształt np. powiek ... i to nie tylko paniom. Kwestia zamiany staromodnych okularów na soczewki dotyczy w zasadzie ludzi młodych, mniej więcej do czterdziestego roku życia, gdyż w późniejszym okresie i tak zachodzi konieczność używania odpowiednich okularów do pracy z bliska. Temat okularów to temat rzeka, który z pewnością sam w sobie jest atrakcyjny ze względu choćby na wysoki procent populacji zmuszonej do ich noszenia.

Zbliża się czterdziestolecie pani pracy zawodowej, pracy odpowiedzialnej, pięknej, ukochanej i - odnosi się wrażenie - że niezastąpionej. Co pani doktor Tamara powie czytelnikom Prestiżu z okazji jubileuszu?

No cóż. Trzeba wiedzieć, kiedy odejść. Chociaż, z perspektywy lat, szkoda by było rozstać się z ukochanym dzieckiem, bo przecież z tym oddziałem związana jestem od początku swej, tzw. kariery, tzn. od 1966 r., a ze szpitalem dwa lata wcześniej. Te prawie już czterdzieści lat rzeczywiście odcisnęło swe emocjonalne piętno na tyle, by bez wzruszenia nie poruszać się i w tym temacie, bo oddział ten, to przecież moja druga rodzina, właściwie mój dom, i dlatego tak usilnie zabiegałam o jego wyposażenie, odpowiedni, wysokiej klasy sprzęt, dobór personelu – chociaż mówi się, że rodziny się nie wybiera - wyszkolenie wysokiej klasy lekarzy, umożliwiające stosowanie nowoczesnych technik operacyjnych. I oceniając cały ten wysiłek, z nieukrywaną satysfakcją mogę dziś powiedzieć po prostu: udało się. Oczywiście, że sukces ten, bo przyzwoicie tak trzeba chyba o nim mówić, zawdzięczam całemu zespołowi, któremu patronuję, który nie tylko jest wspaniały, ale re-we-la-cyj-ny! Jeśli po operacji wzruszenie ściska krtań, to wiem, że i moi koledzy lekarze wraz z całym oddziałem żyją tą chwilą, że wszystkim urastają skrzydła, bo być dobrym lekarzem, to nie sztuka dla sztuki, a sztuka kochania ludzi, pracy, zawodu i wyznam pani, że z tego zawodu nie odchodzi się łatwo, i na zawsze. Dlatego mam nadzieję, że i ja już za czasów mojego następcy znajdę w oddziale swe miejsce, służąc radą i umiejętnościami, bo jednak praktyka czyni mistrza. Poza tym, jesień życia przynosi tyle pięknych chwil do nadrobienia, a utraconych na rzecz zawodowej pracy, chwil z najbliższymi, z rodziną, z przyrodą. Przede mną jeszcze i urokliwe bezdroża Bieszczadów, i ciepłe morza, i złote piaski, i wspaniałe tajemnicze zamczyska, bo ja też... za Edytą Geppert ... mogłabym chyba cichutko zanucić ... „kocham cię, życie” , bo przecież – „kocham cię życie” .

Gratuluję pani doktor tej radości i życzę wszelkiej pomyślności.   

Z ostatniej chwili

W drodze konkursu nowym ordynatorem został doktor Mariusz Spyra.                                                                 

     
 
Copyright © 2003 SISCO Sadalmelik Internet Solutions & Comunications